Nie starzeję się, nie siwieję, nie dostaję zmarszczek. Zmieniam się, ewoluuję. Dojrzewam.
Każda podróż do samopoznania zaczyna się od niewygody. Przynajmniej u mnie. Dyskomfort narasta, czuję, że nie mieszczę się ze swoimi uczuciami w kokonie z moich przekonań i strategii działania.
Czy gdybym była szczuplejsza to miałabym lepszy orgazm? Czy czekolada inaczej rozpływałaby mi się na języku? Moje dłonie inaczej by rysowały? Inaczej, bardziej, lepiej czułabym ciałko mojej córki wtulające się we mnie?
Zapraszam na drugą część wpisu – tym razem bardzo praktyczną. Razem wściubimy nos w finanse fundacji w Polsce. Dodatkowo, podrzucę Wam kilka pomysłów, jak zacząć sensownie pomagać.
Jeśli jeszcze ktoś się nie zorientował, to chcę poinformować, że idą święta. Wiem to, bo w galeriach handlowych atakują nas: Mikołaje-przebierańcy, świąteczne piosenki i… akcje charytatywne. W związku z tym, dziś kilka refleksji, które pomogą Wam dawać tak, by Wasze pieniądze zrobiły jak najwięcej dobrego.
To jest niepokojący tekst. Taki, który powoduje dyskomfort. Napisałam go, ponieważ (tak jak John Stuart Mill) uważam, że lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią. A stawanie się lepszym w czymkolwiek wiąże się najczęściej z pewną psychiczną lub fizyczną niewygodą.
Starsza ma 3,5 roku. A ja coraz częściej się zastanawiam, jak to będzie z samodzielnym wychodzeniem z domu. Kiedy to nie będzie niebezpieczne? Czy to w ogóle jest niebezpieczne? Dlaczego uważamy, że to jest niebezpieczne?
Służba – wykonywanie pracy służącego w czyimś domu. „Służyć jak piesek na dwóch łapkach”. Służba, służący, niewolnik. A może „praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem”?
Jak pisałam poprzednio, temat minimalizmu ostatnio zajmuje moje myśli. A że mam zwyczaj zgłębiać do dna każdą sprawę, która uznam za interesującą, to na wakacje zabrałam ze sobą dwie książki, które miały mi pomóc wgryźć się w temat.