Chcę, żeby moje córki były chirurżkami, naukowczyniami i oceanolożkami. Żeby nigdy nie myślały, że są gorsze w czymś albo nie mogą czegoś robić, bo są dziewczynkami. Żeby czuły się równe chłopcom. Żeby wiedziały, że najważniejsze jest to, co ktoś ma w głowie, a nie to, co ma między nogami. I że prawdziwa siła płynie z serca, a nie z mięśni.
To nie prawda, ze feminizm nie jest nam potrzebny, że przecież kobiety mają już tak samo dobrze, jak mężczyźni (albo i lepiej, bo się je w drzwiach przepuszcza!). Historie kobiet z całego świata pokazują, że to nie jest prawda. Że kobiety nadal są widziane jako głupsze, jak to, których życiową rolą jest służyć (jako opiekunka, kucharka, sprzątaczka czy trofeum albo przedmiot, który ma cieszyć oczy). Że nadal nasze ciała są uważane za własność publiczną, a nasz wygląd ma prawo komentować każdy. Nadal mamy być „piękne, ciche i skromne”, „śliczne i grzeczne”, „posłuszne i potulne”.
Chciałabym uchronić moje córki przed tym światem, ale to niemożliwe. Jedyne, co mogę zrobić, to przygotować je do życia w nim. Chciałabym napisać, że chcę, żeby walczyły i wygrywały z seksizmem, mizoginią, nietolerancją i nienawiścią. Ale nie o to mi chodzi. Nie chcę, by ich życie było definiowane przez ciągłą walkę. Chciałabym, żeby niosły w świat taką prawdę i szczerość w swoich sercach, wobec których nie można pozostać obojętnym. Do wielkich zmian na lepsze w świecie doprowadzali często ludzie, którzy wcale nie byli najsilniejsi. Wręcz przeciwnie, czasami byli najsłabsi. Malala nie miała większego pistoletu, niż talibowie.
Ale te wszystkie osoby miały jedną wspólną cechę – miały prawdę w sobie i nie pozwoliły, żeby ona ucichła. Szły z podniesioną głową i mówiły: „to nie jest w porządku. Tak nie może być. I wszyscy o tym wiecie”. I takiej odwagi i prawdy w sercu chciałabym dla moich córek. Bo im dłużej się zastanawiam, tym bardziej czuję, że to nigdy nie jest „walka przeciwko komuś”. To jest raczej „walka z czymś”. A może to nawet wcale nie jest „walka”? Może to tylko chodzi o to, by nasza wewnętrzna prawda świeciła jasnym światłem? Ludzi dość łatwo jest porwać do walki przeciwko komuś, ale walka nie odmienia naszego serca. Przegrani nie mówią: „och, teraz widzimy, że nie mieliśmy racji”. Przegrani mówią: „jeszcze się zemścimy! Kiedyś to my zwyciężymy!”. Nie chcę zmiany przez walkę i ostateczne pokonanie przeciwnika. Chcę zmiany przez „odmianę serca”, poprzez zrozumienie.
Ludzie bywają źli, podli i okrutni. Ludzie bywają hojni, altruistyczni i dobrzy. I to często są Ci sami ludzie. I dlatego nie chcę przygotowywać moich córek do walki. Chcę tylko, by nigdy nie przestały słyszeć swojej prawdy i postępowały zgodnie z nią. By wiedziały i czuły, że świat jest ich. Należy do nich i mają prawo go zmieniać. Są dziewczynami. Mają siłę, by go zmieniać.
Magda
Matka Skaut
matka czterech wspaniałych córek
P.s. Wpis jest zainspirowany książką „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”.
P.s.2. Dodaję nową kategorię na blogu – „feminizm”. Bo to nie jest moje ostatnie przemyślenie na ten temat.
Obrazek wyróżniający – Photo by Kiana Bosman on Unsplash